Masz ulubione wspomnienie związane ze sztuką?

Ze sztuką mam wiele wspomnień, ale jednym z moich ulubionych jest to, gdy jako nastolatek byłem w Londynie. U nas streetart dopiero kiełkował, tam był w pełnym rozkwicie. Wszystko, co tam widziałem, zachwycało mnie, nie dawało mi spać. Podczas tego pobytu chodziłem pięć dni pod rząd do Tate Modern, bo po prostu nie mogłem się opanować. Nie było mnie stać na wejście na ekspozycję zmienną – kosztowała jakieś 15 funtów, więc oglądałem ekspozycję stałą, która była przecudowna. Był na niej obraz Picassa “Woman with Necklace”, który zrobił na mnie ogromne wrażenie, który mnie rozwalił emocjonalnie. Wracałem tam dzień w dzień, żeby go oglądać. Pamiętam, że próbowałem dowiedzieć się o nim wszystkiego , ale informacji na jego temat było bardzo niewiele. Drugiego, czy trzeciego dnia podszedł do mnie facet, pracownik muzeum, który siedział w sali, gdzie wisiał ten obraz i spytał, co tu robię kolejny dzień z rzędu. Powiedziałem mu, że po prostu strasznie kręci mnie ten obraz. Ten gość zabrał mnie do pokoju, w którym był komputer, wszedł do bazy Tate, dowiedział się wszystkiego o tym dziele, opowiedział mi o nim, wydrukował mi te wszystkie informacje, dał mi katalog ekspozycji zmiennej i wpuścił mnie na tę wystawę czasową Matisse'a, na którą nie miałem kasy. To było tak ogromnie miłe, strasznie zapadło mi to w pamięć. Gdy dziś sobie o tym myślę, to się wzruszam.

Co tak bardzo Cię urzekło w tym obrazie Picassa?

On po prostu do mnie przemówił, był tak piękny, a jednocześnie tak niedbale i nonszalancko namalowany. Miał wszystko to, czego szukam w malarstwie.

Sztuka jest obecna w Twoim życiu już od młodzieńczych lat, czy Twoje kolekcjonowanie jest pokłosiem tradycji rodzinnych?

Dokładnie tak. Moja mama kolekcjonowała sztukę, natomiast ciężko tu mówić o kolekcji sztuki współczesnej – ona kupowała to, co jej się podobało. Było dużo kiepskich rzeczy – statków, kwiatów, pejzaży, ale jednak cały dom mieliśmy obwieszony obrazami, więc od zawsze było mi to bliskie. Często przychodzili do nas studenci ASP i robili nam portrety, bywało też tak, że mojej mamie bardzo podobał się jakiś obraz Moneta i prosiła studenta, żeby jej go namalował. One ciągle są gdzieś w moim rodzinnym domu, nie na ścianach, ale zmagazynowane w piwnicy. Dziś uważam, że są kiepskie, ale niewątpliwie była to ciekawa rzecz i po latach myślę, że to wszystko bardzo mocno na mnie wpłynęło.

Pamiętasz kiedy kupiłeś pierwsze dzieło do swojej kolekcji?

Pierwsze były rysunki poznańskiej malarki Gosi Bartosik, kupiłem je w okolicach 2012 lub 2013 roku. Kilka lat później, jakoś w 2015 roku, kupiłem mój pierwszy obraz Edwarda Dwurnika. Kolekcjonuję sztukę współczesną już od 10 lat, ale właśnie te ostatnie 3-4 lata są dla mnie, jako kolekcjonera, najbardziej owocne i dynamiczne.

Masz jakąś strategię kolekcjonerską? Twoja kolekcja ma jakąś oś, jakiś temat przewodni?

Szczerze mówiąc wydaje mi się, że moja kolekcja jest dość dziwna, bo nie jest jakoś super ukierunkowana, to taka luźna interpretacja. Moją jedyną strategią jest to, że stawiam na polski streetart, w kolekcji mam dzieła głównie polskich artystów. Na samym początku, kiedy nie miałem wielkiego budżetu, to kupowałem małe rzeczy – szkice, małe rysunki – byle tylko mieć kawałek twórczości osoby, która mi imponowała, której twórczość mi się podobała. Nie mam żadnych sztywnych wyznaczników, nie mam tak, jak niektórzy kolekcjonerzy, którzy chcą mieć coś danego twórcy z danego okresu, którzy odhaczają kolejne “zdobyte” dzieła. Robię to po swojemu, na własnych zasadach i sprawia mi to ogromną przyjemność i frajdę.

Czyli nie masz swojej kolekcjonerskiej bucket list?

Totalnie jej nie mam. Myślę, że duży wpływ na to, co pojawia się w mojej kolekcji, mają życiowe decyzje, takie przyciąganie pewnych rzeczy. Na swojej drodze spotkam coś, co mi się spodoba. Kiedy niespodziewanie zobaczę coś, co mnie zainteresuje, poznam jakiegoś artystę, gdzieś natknę się na dany motyw. To wszystko wzajemnie się nakręca, tworzy jakiś dziwny ciąg przyczynowo-skutkowy, który sprawia, że w pewnym momencie ja po prostu czuję, że chcę coś mieć. I idę w to. Oczywiście bardzo chciałbym mieć coś Picassa, ale na to jeszcze muszę trochę poczekać.

Opierasz się więc na swojej intuicji. A na co zwracasz uwagę, kiedy już wiesz, że chcesz mieć dane dzieło w swojej kolekcji?

Ważna jest dla mnie więź z twórcą, który stworzył oraz, jakkolwiek górnolotnie to nie zabrzmi, kunszt malarski. Nie lubię takiego oczywistego, stereotypowo rozumianego piękna, wszystkie dzieła w mojej kolekcji są “inne”. Co jeszcze? Muszę po prostu dane dzieło czy obraz pokochać, muszę poczuć, że to jest moje. Zależy mi na tym, żeby obiekty, na które się decyduje były dobrej jakości, żeby przetrwały próbę czasu. Myślę też o tym, czy dana rzecz będzie pasować do całej reszty, którą już mam.

Zdradzisz, ile obiektów masz w swojej kolekcji?

Ciężko mi podać dokładną liczbę, ale jest tego naprawdę sporo – grubo ponad sto. Często kupuję seriami – mam całe serie rysunków i płócien – po pierwsze to wszystko razem dobrze wygląda, tworzy spójną całość, po drugie kupując komplet, można uzyskać lepszą cenę u artysty.

A co Cię najbardziej kręci w kolekcjonowaniu?

Śmieję się, że ja jestem myśliwym, łowcą. Uwielbiam polować, tropić i wyszukiwać nowych twórców, kocham ich poznawać. Dla mnie to jest taka metafizyczna, sentymentalna podróż i mega mnie to kręci. To jest dla mnie taka największa i najbardziej atrakcyjna część całego procesu. Nie to, że kupuję i mam dzieło, ale właśnie to, że szukam, poznaje, rozmawiam, negocjuję. Celem jest ta droga, ten proces, to zarzucanie wędki. Zdecydowanie to mnie najbardziej rajcuje.

Masz swoje ulubione dzieło w kolekcji?

Wszystkie kocham tak samo, ale wielki sentyment mam do obrazów Edwarda Dwurnika. Może dlatego, że były pierwsze i przypominają mi o moich początkach.

W wywiadzie, którego udzieliłeś w 2016 roku Gazecie Wyborczej, powiedziałeś: “U nas nie ma kultury kupowania dzieł sztuki. To się powoli zmienia, ale ludzie wciąż wolą kupić plakat w Ikei za 150 zł, a można dołożyć jeszcze drugie tyle i mieć oryginalną grafikę. To kwestia nastawienia.” Jak to wygląda dziś, 8 lat później? Czy stosunek Polaków do sztuki się zmienił?

Zmienił się i to bardzo. Dziś to wygląda zupełnie inaczej niż te 8 lat temu – kultura i świadomość sztuki jest zdecydowanie większa, sztuka jest bardziej popularna i dostępna dla każdego, jest też jej dużo więcej. Co rusz odbywają się różnorodne targi, wystawy, wydarzenia. Mocny wpływ na rozwój sztuki w Polsce miała również pandemia – nigdy przedtem nie było u nas takiego wzrostu, jeśli chodzi o rynek dzieł sztuki. Ludzie siedzieli zamknięci w domach, zaczęli czuć potrzebę posiadania pięknych rzeczy dookoła siebie oraz potrzebę ulokowania pieniędzy i chronienia ich przed galopującą inflacją. Mieli też więcej czasu na szukanie i oglądanie. Ja sam podczas pandemii kupiłem około 15 prac.

Dziś chętniej inwestujemy w sztukę?

Tak, widać, że to jest ważny aspekt, tu kluczową rolę odgrywa kontekst społeczno-polityczny. W niepewnych czasach ludzie zawsze szukali sposobów na lokowanie swoich pieniędzy – inwestowali w złoto, kamienie szlachetne czy właśnie w sztukę. Wciąż mamy wysoką inflację, która zżera oszczędności, więc myślę, że dziś ten aspekt inwestycyjny jest dziś naprawdę bardzo ważny. Sam sprzedając własne obrazy, zawsze część pieniędzy przeznaczam na zakup jakiegoś dzieła.

Sztuka onieśmiela, bywa postrzegana jako elitarna, dostępna tylko dla wybranych, dla bogatych. Czy żeby ją kolekcjonować faktycznie trzeba mieć duże pieniądze?

Mój kolega ramiarz powiedział kiedyś, że sztuka jest zabawą dla bogatych. Totalnie tak nie jest i nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Można mieć piękne, oryginalne rzeczy za naprawdę nieduże pieniądze, tym bardziej że teraz na rynku jest bardzo dużo młodych, zdolnych artystów, którzy dopiero rozpoczynają swoje kariery i sprzedają swoje prace za kilkaset złotych. Ich obrazy w przyszłości mogą być warte naprawdę duże pieniądze, a poza tym – moim zdaniem – przyjemnie jest jednak żyć na co dzień ze sztuką, z malarstwem. Dziś mamy naprawdę całe mnóstwo możliwości odkrywania sztuki, szczególnie przez internet, przez Instagram. Nie trzeba chodzić po galeriach, antykwariusz nie musi wyciągać obrazów zza szafy. Sztuka jest dziś dostępna tak naprawdę na wyciągnięcie ręki. I to jest super.

Łukasz Gorczyca w tekście wprowadzającym do książki "Zbieram nową sztukę. Rozmowy z kolekcjoner(k)ami" pisze: “Jesteśmy dziś świadkami narodzin zupełnie nowej formacji kolekcjonerskiej” – mowa tu o tym, że od jakiejś dekady ludzie chętniej kolekcjonują sztukę współczesną, a nie XIX– i XX– wieczne malarstwo. Jak myślisz, skąd ta zmiana? Czy ma na to wpływ zmiana pokoleniowa? Czy Millenialsi i pokolenie Z mają do sztuki inny stosunek niż ich rodzice i dziadkowie?

Myślę, że ta pokoleniowa zmiana ma duży wpływ na rynek sztuki. Dziś ludzie chcą żyć z czymś współczesnym, a nie z koniem Kossaka. Chcą mieć coś, co daje im moc, co ich nakręca, co inspiruje, co im się po prostu podoba, co pasuje do ich życia i przede wszystkim – do ich wnętrza. Chcą mieć dookoła siebie ładne, w ich opinii rzeczy. Ważny w tym wszystkim jest również na pewno ten aspekt inwestycyjny – w przypadku młodej sztuki, czyli w wybieraniu młodych, współczesnych malarzy, stopa zwrotu, jeżeli się dobrze trafi, jest dużo większa niż w przypadku sztuki dawnej.

A czego Ty szukasz w sztuce?

Trudno mi powiedzieć, bo mam wrażenie, że to, czego w niej szukam, jest takie... niewypowiedziane. Szukam niejasności, wzruszenia, szukam ekspresji emocji, aury. Nie lubię rzeczy wymuskanych, pięknych w taki oczywisty sposób. Nie lubię tego, co idealne i hiperrealistycznie namalowane, w ogóle mnie to nie kręci. W malarstwie lubię tę nieoczywistość, ten pazur, to coś, co sprawia, że patrzę, mówię WOW i nie mogę przez to spać, bo czuję, że muszę to mieć. Muszę to kupić. Tego szukam w sztuce.

Wyobrażasz sobie życie bez sztuki, bez obrazów?

No co Ty. Uważam, że obrazy warto mieć, że obrazy trzeba mieć. Ja nie potrafię bez nich żyć.

Rozmawiała: Martyna Pietrzak-Sikorska
Foto: Noriaki archiwum prywatne