“Mam takie wspomnienie siebie z lat licealnych, kiedy spaceruję i zauważam odbicie światła w kałuży, tworzące abstrakcyjny wzór. Pamiętam, że dosłownie zatrzymałam się w miejscu, tak mnie pochłonął ten widok.” O uważnej obserwacji, zachwycie nad światłem, malarstwie i kierunkach na przyszłość w rozmowie z on*arte opowiada Agnieszka Wielewska - malarka, scenografka, ilustratorka.

Czy twoje obrazy są personalne i nostalgiczne czy bliżej ci do obserwowania i dokumentowania rzeczywistości? A może łączysz w swojej twórczości obie te perspektywy?

Nostalgiczne - zdecydowanie nie. Daleko mi do tego uczucia w sztuce. W życiu chyba też. Jestem raczej bardziej nastawiona na przyszłość niż na przeszłość. Natomiast chyba rozumiem, skąd to pytanie. Jednym z pierwszych moich cykli malarskich był cykl “Cytując przeszłość”, odnoszący się do historii rodzinnej. To jednak nie temat wspomnień i nie sentyment do przeszłości były głównym powodem powstania tych prac, ale raczej poszukiwania formalne. Były to prace, które powstawały w oparciu o fotografie i o to, co mnie do nich przyciągało - specyficzny światłocień czy ciepłe nasycenie barw. To również obrazy, które w obrębie realizmu dały mi możliwość odkrywania tego, co mnie w malarstwie interesuje, umożliwiając tworzenie specyficznej, nasyconej ciszą i bezruchem atmosfery. Ja myślę o tym cyklu jako o czymś, co pozwoliło mi zauważyć i przeczuć środki malarskie, które się ukonstytuowały w późniejszych pracach.

Natomiast na pewno moje obrazy są dla mnie personalne w znaczeniu osobiste. Bo wydaje mi się, że inaczej sztuki nie da się tworzyć. Tworzenie po prostu jest personalne - jest aktem szczerości, wynika z bezpośredniego doświadczania rzeczywistości.

I faktycznie oba te określenia - personalne i wynikające z obserwowania - połączyłabym w jedno. Dla mnie akt obserwowania jest kluczowy - to natykanie się, zauważanie, a potem przypatrywanie się i przetwarzanie w obraz “mikro objawień” codzienności. Ta wrażliwość głęboko rezonuje z tą z wiersza “Szarych eminencji zachwytu” Mirona Białoszewskiego. Tutaj zwykła łyżka staje się powodem poruszenia - bo tworzy efekty rozgwieżdżonego nieba czy kalejdoskopu. To wiersz, który jest dla mnie pewną esencją podobnego przeżywania świata. Myślę, że moje podejście do malarstwa jest nieco poetyckie. Czuję, że chwytam jakiś przebłysk i robię z tego temat obrazu.

Mam takie wspomnienie siebie z lat licealnych, kiedy spaceruję i zauważam odbicie światła w kałuży, tworzące abstrakcyjny wzór. Pamiętam, że dosłownie zatrzymałam się w miejscu, tak mnie pochłonął ten widok. Miałam szczęście, że obok mnie była wrażliwa osoba, która przyjęła z otwartością i czułością ten mój zachwyt nad banalnością ulicy. Myślę, że to był moment formacyjny. Nie miałam jeszcze narzędzi, żeby go przetworzyć w sztukę. Ale miałam już wrażliwość “zauważania”. I pierwszego życzliwego odbiorcę. W moim twórczym genotypie bardzo mocno zapisane jest to osobiste przeżycie i ta wrażliwość na nieoczywiste doświadczenie - niecodzienności w codzienności.

Gra światła w twoich pracach przywodzi na myśl wschody i zachody słońca. O jakiej porze dnia najchętniej tworzysz?

W malowaniu często opieram się na fotografii i na szkicach, więc maluję o różnych porach dnia.
Ale rzeczywiście uwielbiam światło zachodzącego słońca! Szczególnie te zachody przy końcówce sierpnia i wczesną jesienią. Kiedy światło jest rozgrzane, ciepłe w kolorze i tworzy niesamowicie długie cienie. Ja nawet nie za bardzo rozumiem to swoje uwielbienie dla długich cieni. Może chodzi tu o rytm. Cienie powtarzają rytm przedmiotów i tworzą specyficzną dynamikę. Ja rozumiem to trochę teatralnie. W teatrze mówi się, że kwestia powtórzona trzy razy jest wypunktowana, podkreślona. Cienie również podkreślają, ale wizualnie. I oczywiście te ciemne podbijają jasne fragmenty obrazu. Ciemność w moich obrazach zawsze służy jasności.

Mniej inspirują mnie wschody. Owszem, są dla mnie przeżyciem duchowym (nadzieją budzenia się nowego dnia), ale wizualnie mnie nie poruszają. Za dużo mają zimnego, fioletowego blasku i pastelowości. Ja tymczasem uwielbiam głębokie, nasycone tony.

Współpracujesz z onarte już od jakiegoś czasu. Czy jest coś, co szczególnie sobie cenisz?

Przede wszystkim pozytywną energię pełną życzliwości, otwartości i zapału! Czasem zapominamy w środowisku artystycznym, jak bardzo życie w kontekście, przy, z, wobec sztuki może być świętowaniem życia i jak bardzo może łączyć ludzi. A w onarte wyczuwam właśnie takiego pozytywnego ducha. Bo bywają galerie/instytucje, które są bezosobowe w tych relacjach i gubi się potencjał przepływu dobrej energii. Też, lub przede wszystkim, współpraca z onarte jest transparentna w komunikacji i oparta na profesjonalizmie. Mimo że działacie na szeroką skalę, dużo jest w tej współpracy lekkiej bezpośredniości.

Dla mnie uprawianie sztuki to nie tylko uniesienia tworzenia. To również żmudna, metodyczna praca w zakresie autopromocji, produkcji wydarzeń kulturalnych i tworzenia merytorycznych treści. I w tym on*arte bardzo inspiruje, wspiera, inicjuje.

Co uważasz za sukces w sztuce?

Na ten moment sukcesem byłoby dla mnie osiągnięcie stabilności i bezpieczeństwa finansowego. Bardzo ostro buntuję się przeciwko wizji artysty biednego. Artysty, który musi doświadczać niepewności, żeby tworzyć. Zawsze zapewniam, że dusza artysty ma wystarczająco duży potencjał na poszukiwania, przewartościowywania i na bycie w szczerości ze sobą, że nie grozi nam stagnacja.

Praca malarza jest specyficzna. Przeważnie najpierw się tworzy, a potem sprzedaje, więc na początku procesu jest bardzo duży wkład własny - czasowy, materialny, emocjonalny. Ten wkład jest energochłonny. Chciałabym mieć pewność, że na końcu procesu moje prace będą regularnie sprzedawane. Finansowa sytuacja artystów jest trudna, bo też nie unormowana prawnie. Jakiś czas temu była jeszcze nadzieja na wejście w życie projektu ustawy o artystach zawodowych, która gwarantowałaby dostęp np. do ZUS czy NFZ. O tym wszystkim rzadko się mówi, bo jesteśmy małą grupą zawodową. Ale większość artystów wie, jak wielkim wyzwaniem jest funkcjonowanie w zawodzie artysty, ile jest w tym zmagań i niedogodności, ile prac dorywczych, na pół etatu, ile łatania budżetu z własnych oszczędności. Naprawdę głęboko wierzę, że artyści też mają prawo do poczucia bezpieczeństwa, szczególnie w aspekcie finansowym.

Zatem, na pewno “sukcesem” w sztuce byłoby właśnie takie ugruntowanie. Bo za nim idzie dużo satysfakcji, zdrowia psychicznego i bezpiecznego osadzenia w rzeczywistości. A z taką bazą można w pełni cieszyć się wszystkim tym, co przynosi pięknego ten zawód.

Gdzie widzisz swoją sztukę za 10 lat? W jakim kierunku chciałabyś podążać?

Nie wiem. Staram się być proaktywna, a więc inicjować, wychodzić naprzeciw, stawiać sobie wyzwania. Ale prawda jest taka, że bardzo często pewne zdarzenia, zapoznania, zaproszenia i możliwości przychodzą do mnie z zewnątrz. I zawsze mnie to zaskakuje - mam dużo wdzięczności za te niespodzianki.

Chciałabym widzieć swoją sztukę w kilku miejscach. Przede wszystkim - wiecznie powstającą i żywą w mojej pracowni. Dalej - wiecznie przyjmowaną i żywą w odbiorcach. A projektowo - marzy mi się duża wystawa pokazująca nie tylko moje malarstwo, ale również inne dziedziny, w których jestem aktywna - scenografię, plakaty, rysunek, animacje, może również poezję. Taka wystawa, która pozbierałaby całą mnie ze wszystkimi moimi artystycznymi doświadczeniami. “Pozbierała” to nawet dobre określenie, bo we mnie to wszystko jest rozciągnięte w czasie. Zobaczenie tego “na raz” zapewne byłoby dla mnie doświadczeniem nowym, konfrontacją ze sobą. Chciałabym widzieć swoje obrazy również w kontekście innych artystów - ostatnio pięknym doświadczeniem była dla mnie wystawa “Marginalia” w Galerii Miejskiej bwa w Bydgoszczy. Dalej - chyba chciałabym znaleźć swoją sztukę w… księgarni. Bo aktualnie pracuję również nad książką dla dzieci, w której jestem autorką zarówno tekstu, jak i ilustracji.

wywiad przeprowadziła: Zuzanna Klessa
redakcja: Ola Rajska

zdjęcia w tekście materiały artystki/ platforma on*arte
Główna grafika postu: Luty II, Malarstwo, 2022, 110 x 150 cm
Zdjęcie 1: Cytując przeszłość II Malarstwo, 2014, 85 x 170cm
Zdjęcie 2: Drzewo. Trójkąty