Początek
Na pytanie kim jest, Zuza bez wahania odpowiada, że sztuka jest u niej na pierwszym miejscu, a ona sama, w pierwszej kolejności, czuje się artystką wizualną.
– "Od zawsze mam w sobie gigantyczną obsesję tworzenia i ogromną potrzebę pracy z materiałem" – mówi.
Wszystko zaczęło się od fotografii, która w młodości była jej pasją. Po liceum rozpoczęła studia na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu, a miłość do uwieczniania ludzi i przedmiotów ewoluowała, nabierając fizycznego i namacalnego wymiaru. – "Fotografowałam głównie martwą naturę – nie taką malarską i romantyczną, ale dziwną i abstrakcyjną, fotografowałam również ludzi. W postprodukcji wszystko mocno dekonstruowałam, przez co moje prace były abstrakcyjnymi, pokręconymi opowieściami. Z czasem zaczęły mnie pociągać fizyczne materiały. Na drugim roku studiów wykładowcy zauważyli zmianę w mojej twórczości. Ciekawiły ich przedmioty, które były na moich zdjęciach – przypominało to coś w rodzaju instalacji. Zaczęli namawiać mnie do tego, żebym skupiała się na pokazywaniu fotografowanych obiektów, a to popchnęło mnie do stworzenia pierwszych rzeźb i obiektów. Do fotografii nie wróciłam" – opowiada. Na przestrzeni kilku lat jej prace artystyczne pojawiły się w większości instytucji związanych ze sztuką w Polsce, m.in w Galerii Łęctwo w Poznaniu, w Galerii Narodowej Zachęta w Warszawie czy w Muzeum Sztuki w Szczecinie. Instalacje i obiekty tworzy nadal.
Coś jeszcze
Na ostatnim roku studiów magisterskich Zuza zatęskniła za modą, która od zawsze była dla niej ważna i bardzo ją inspirowała. Postanowiła zrobić odważny krok w jej stronę i stworzyła markę MANY RHIZOMES, która jest pokłosiem jej artystycznej działalności. – "Tworząc swoją markę, chciałam zaproponować coś artystycznego, a jednocześnie coś, co spodoba się ludziom niezwiązanym bezpośrednio ze sztuką, którzy nie inwestują w nią wielkich pieniędzy. Coś, co będzie piękne, oryginalne, użyteczne i przystępne cenowo" – mówi. Dziś markę MANY RHIZOMES tworzy wspólnie z mężem Princem – pochodzącym z RPA krawcem. Lwią część oferty marki stanowią ręcznie dziergane przez Zuzę torebki o rozmaitych kształtach, dostępne są również obszerne spodnie uszyte z bawełny oraz dodatki. Wszystko utrzymane jest w surowej, postminimalistycznej estetyce, która doskonale odzwierciedla styl pary.
Połączone ze sobą
Artystkę i projektantkę od wielu lat fascynuje teoria kłączy opracowana przez francuskiego filozofa Gillesa Deleuze’a. To ona stała się inspiracją dla nazwy marki [MANY RHIZOMES w j.polskim oznacza “wiele kłączy” - przyp. M.P.] – "Od zawsze rozumiałam tę teorię, jako bardzo rozległy system podziemnych, plączących i rozgałęziających się kanałów, podłączonych do jednego jądra. Owe kłącza mają swoje kolejne odnogi, wyrastają jedno po drugim, ale baza cały czas jest jedna. To świetna metafora mojej zawodowej i życiowej drogi – robię wiele rzeczy, tworzę wiele przedmiotów i obiektów, ale wszystko wyrasta ze sztuki, wszystko jest w niej zakorzenione" – tłumaczy.
W artystycznym świecie Zuzy sztuka piękna stale przeplata się ze sztuką użytkową – dokładnie tak, jak kłącza w teorii Deleuze’a, dokładnie tak, jak sznurki w tworzonych przez nią torebkach. Zaprojektowane przez nią przedmioty są piękne, ale – jak sama przyznaje – w procesie projektowania niespecjalnie przejmuje się ich praktycznością, nie zastanawia się nad tym, czy torebka będzie pojemna. – "Każdy stworzony przeze mnie projekt ma formę torebki, więc sam w sobie jest użytkowy. Zawsze można do niej coś włożyć, zawsze można z niej coś wyciągnąć, można coś w niej przenieść. I to już mi wystarcza, to jest użyteczne, to mieści się w definicji sztuki użytkowej, to pozwala określić tworzone przeze mnie przedmioty mianem sztuki użytkowej. Nie tworzę obiektu, który nazywam torebką, a którego w żaden sposób nie można użytkować jak torebki" – wyjaśnia. Przedmioty wychodzące spod rąk Zuzy są tworzone z dbałością o detal, z fascynacją, uwielbieniem i szacunkiem dla materiału. To przemyślane obiekty dla osób, które będą chciały ich używać, które będą chciały je mieć przy sobie, które będą je szanować i pozwolą im się starzeć i zmieniać.
U podstaw
W marce MANY RHIZOMES pierwsze skrzypce grają materiały – Zuza przykłada do nich ogromną wagę. W pracy artystycznej często porusza tematy katastroficzne. Bliskie są jej idee recyklingu, less waste i niemarnowania surowców, praktykuje rozsądne podejście do mody. Projektantka jest wrażliwa na naturę i wywodzące się z niej kolory, dlatego też czerń, biel i cała szeroka paleta beżów i szarości dominują w całym jej życiu, nie tylko w tworzonych przez nią obiektach.
Wszystkie przedmioty tworzone są ręcznie na zamówienie, bo Zuza nie chce, by zalegały na półkach, a ilość materiału potrzebna do ich wyprodukowania jest precyzyjnie wyliczona tak, aby nic się nie zmarnowało. Plecione torebki powstają z produkowanych w Polsce sznurków z odzysku, spodnie szyte są z surowej bawełny, a czapki dziergane z szorstkiej islandzkiej wełny w naturalnym kolorze. – "Odkąd pamiętam, mam w sobie czułość do materiału, zawsze miałam do niego ogromny szacunek, zawsze respektowałam jego naturę. Od zawsze również fascynował mnie związek człowieka z florą i fauną, dlatego w MANY RHIZOMES tworzymy z materiałów, które… niekoniecznie są przystępne dla człowieka. Są szorstkie, są surowe, są sztywne. Ale to właśnie one najbardziej przypominają naturę, są do niej najbardziej zbliżone. Surowa bawełna i wełna islandzka trochę gryzą i lekko drażnią skórę, ale nie aż tak bardzo, by zaniechać ich noszenia. Wyglądają bardzo surowo, przywodzą na myśl takie pierwsze, bardzo pierwotne ubrania. Wspólnie z Princem tworzymy takie “prymitywne” części garderoby jak balaklawy, okrycia, koszyki czy fartuchy. Są one zdekonstruowane we współczesny sposób, a każdy noszący może dostosować je do własnych potrzeb" – tłumaczy.
Nieidealne, jak z przeszłości
Kiedy bierze się w dłoń torebkę MANY RHIZOMES, od razu czuć, że to ręczna robota. Widać mozolnie i pieczołowicie splątane ze sobą sznurki, układające się w kręte, nieregularne wzory. Każda jest inna, choć wykonana według tego samego wzoru. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Zuza wykorzystuje sznurki z recyklingu, dlatego dostawcy nie są w stanie zaoferować tego samego, identycznego produktu. Czasami sznurek jest bardziej elastyczny, czasem mniej. Czasami jest w kolorze głębokiej czerni, innym razem jest bardziej sprany. – "Zarówno w mojej sztuce, jak i w ubraniach, jest sporo odwołań do tego, że perfekcja nie istnieje. Po prostu. Myślenie, że cokolwiek jest perfekcyjne, jest niezdrowe i szkodliwe, dlatego ja przekornie pokazuje te wszystkie mankamenty. I sama stale się tego uczę, bo czasami muszę siebie przekonać, że to nie jest wadą, w całym tym zatrzęsieniu idealnych przedmiotów. System produkcji maszynowej na szeroką skalę doprowadził nas do tego, że oczekujemy idealnego, spod linijki. A piękno i wyjątkowość tkwią właśnie w tej nieidealności" – mówi projektantka.
Ramię w ramię z antyperfekcjonizmem stoi kolejny, kluczowy, element jej twórczości – umiłowanie do postarzania rzeczy. – "Bardzo istotną dla mnie rolę odgrywają referencje do starych ubrań, do starych przedmiotów. Chcę, żeby przedmiot, który tworzę, był nie do ocenienia w czasie, by nie było wiadomo, kiedy tak naprawdę powstał. To dotyczy również sztuki – przez intensywną pracę z materiałem doprowadzam go do takiego stanu, że obiekty z niego stworzone wyglądają jak znalezione, jak odkryte" – opowiada.
O mnie samej
W swoją twórczość – zarówno artystyczną, jak i modową, Zuza wplata wątki swojej osobowości. Na pierwszy plan wybija się kompulsywna potrzeba tworzenia artystki – zarówno przedmiotów, jak i obiektów. Robi to zachłannie i oddaje się temu z niekrytą przyjemnością. Nowe projekty wychodzą spod jej dłoni niespodziewanie i spontanicznie: w chwili, gdy odczuje brak lub potrzebę określonej rzeczy. Czy są jej kaprysami? Być może. Często na gorąco tworzy prototyp, nosi go przez kilka tygodni. Zdarza się, że impulsywnie wrzuci zdjęcie na Instagram, a zaciekawieni obserwatorzy zaczynają dopytywać, kiedy rzecz pojawi się w sklepie.
Swoistą analizą jej charakteru są również unisexowe przedmioty i ubrania o mocno oversizowych krojach. – "W MANY RHIZOMES nie ma podziału na płeć. Te rzeczy są absolutnie dla każdego, są inkluzywne. Na zdjęciach w tych ubraniach jestem i ja, i mój mąż. Nie mamy męskich i damskich wykrojów czy rozmiarówek. Wszystko jest dokładnie takie samo" – tłumaczy Zuza. Obszerne, bardzo luźne kroje są pokłosiem zaburzeń odżywiania i problemów z akceptacją ciała, z którymi przez wiele lat borykała się autorka marki. – "Nasze bawełniane spodnie dają błogie i bardzo komfortowe poczucie bycia w worku. Składają się z paneli, które budują tę obszerną formę, a ktoś, kto je nosi, od razu czuje się zaopiekowany, bezpieczny, otulony tym materiałem. Ich krój sprawia, że ludzie nie skupiają się na ciele, nie oceniają, nie dociekają. One w pewien sposób pozwalają się zdematerializować" – dodaje.
MANY RHIZONES jest lustrem stylu Piekoszewskiej, a do projektowanych rzeczy artystka ma bardzo osobisty stosunek. – "Nie stworzyłabym niczego, czego sama bym nie ubrała. Wiem, że pewnie mogłabym, może nawet bym na tym zarobiła, ale to nie jest mój model działania, to nie jest mój cel. Moja marka jest autentyczna, jest o mnie. Pokazuje to, co ja lubię, to co mi się podoba. Nie przebieram się do zdjęć, to są moje stylizacje, ja na co dzień się tak noszę. Nie ma w tym sztuczności, czy kreowania. To po prostu jestem ja. Albo ktoś kupuje tę markę w całości, albo jest mu ciężko cokolwiek z niej wybrać. Doskonale wiem, że moja praca nie każdemu się będzie podobać i jest to dla mnie absolutnie okej. Ludzie, którzy inwestują swoje pieniądze w ubrania od nas, to ludzie, którzy kupują cały ten lifestyle, całą filozofię" – mówi.
Czym jest dla niej moda? – "Jest najczystszą formą ekspresji, jak sztuka. To coś, co chcę powiedzieć, ale nie muszę otwierać ust. Moda jest metajęzykiem, który pozwala na wyrażanie i manifestowanie swojej tożsamości. Ona komunikuje dużo więcej, niż nam się wydaje" – podsumowuje.
Wszystkie zdjęcia marki MANY RHIZOMES są wykonywane przez Zuzę Piekoszewską-Smith. To dla niej powrót do korzeni
oraz możliwość komercyjnego realizowania się na własnych zasadach.
rozmawiała: Martyna Pietrzak**